A skoro o miłości mowa, to spartaczyłam po całości, bo nawet byłam w swoim pierwszym związku, który już zakończyłam. Ale to jest temat na osobnego posta.
Co do całej reszty, jakie to piękne uczucie patrzeć na tablicę z fascynacją w oczach i widzieć jak cała reszta przysypia. No nie powiem, cieszę się niezmiernie z mojego wyboru.
Jednak żeby nie było tak kolorowo, to wracają stare demony, a nie powiem miałam cichą nadzieję, że teraz się wszystko zmieni, bo przecież powinno, prawda? Przecież wszystko jest dobrze, a to jednak wraca. Za dużo, za dużo, ale nie poddam się. Oj niee... tym razem mam po co walczyć. I będę.